Ostrzegałam moją siostrę, że popełnia karygodny błąd. Zdradzała swojego chłopaka z jakimś typem z pracy, ja przypadkiem ich nakryłam w naszym domu, powiedziałam jej, że jest idiotką, a ona błagała mnie, żebym nic nie mówiła jej facetowi. Uznałam, że powinnam, ale później dotarło do mnie, że lepiej się nie mieszać.
I co? Uwaga, trzymajcie się. Zaraziła się od tego gościa jakimś parchem. Ma grzyba czy coś podobnego. Błagała mnie, żeby nie mówić jej facetowi, bo "ją to boli i swędzi, ale udaje, że nie, żeby się nie wydało, że go zdradza".
I ja zdradziłam. Własną siostrę. Zachowała się jak świnia, to niech ponosi konsekwencje. Żal mi jej faceta, który zaraziłby się jakimś syfem, bo ona jest puszczalską kłamczuchą. Powiedziałam mu.
Wolę jego wdzięczność, niż wdzięczność podłej siostry nieszanującej ludzi. Nie żałuję.