Przez ten czas jak byliśmy razem ona się angażowała, a ja pozostawałem chłodny, bo w sumie nie szukałem związku, ona w końcu dała mi klucze do swojego mieszkania, ale nie wprowadziłem się. Po jakimś czasie miała dość, rzuciła mnie, a ja prawie bez słowa wyszedłem. Po około tygodniu zorientowałem się, że jestem idiotą i kocham tę dziewczynę i wszystko co z nią związane, dała nam szansę, ale na krótko, bo spotkaliśmy się zaledwie 4 razy.
Powiedziała, że skutecznie zabiłem w niej wszelkie uczucia, jakimi mnie darzyła. Walczyłem o tę miłość ze wszystkich sił, doprowadziło mnie to do płaczu, załamania, serce wali jak oszalałe, ręce się trzęsą, że nie mogę zapiąć koszuli, schudłem w miesiąc 15kg, bo praktycznie nic nie jadłem ze stresu. Mija trochę ponad miesiąc, jak powiedziała ostateczne NIE, a ja mimo wszystkiego co zrobiła i mi powiedziała, tak bardzo ją kocham, że wybaczyłbym jej wszystko. Chciałem, by była szcześliwa, ja chciałem być szczęśliwy, całość posypała się tylko dlatego, że nie pokazałem jej prawdziwego ja, prawdziwego Adama, że zwlekałem ze wszystkim. Kocham ją najbardziej na świecie, nadawała wszystkiemu sens, zrobiłbym dla niej wszystko, a ona już tego nie chce, dla niej już jest za późno i nie mogę się jej dziwić.
Nie wiem, czy kiedyś się z tego otrząsnę, z osoby wesołej pogodnej i nieprzejmującej się niczym stałem się wrakiem, nie potrafię chodzić na imprezy, bawić się, cieszyć z czegokolwiek, wszystko, co lubiłem robić, nagle jest nudne i bezwartościowe. Mam nadzieję, że kiedyś wybaczę sobie to, co zrobiłem i to że straciłem miłość mojego życia. Mając wszystko czego w życiu pragnąłem, wyrzuciłem to przez okno. Boże jak ja ją kocham.... doceniajcie to co macie, ja nie doceniałem...