Bawi mnie trochę ta hipokryzja całego polskiego kościoła. Niby tacy wszyscy bogobojni, obrońcy życia, piętnujący seks przedmałżeński, a praktyka pokazuje zupełnie coś innego. Mnóstwo księży ukrywa to, że ma potajemnie rodzinę, dzieci. Skoro biskupi mogą i ciągle są jakieś afery (w tym obrzydliwe pedofilskie), to tym bardziej nie życzę sobie, żeby ktoś oceniał mój związek.
Jestem w takim potajemnym związku z księdzem. Klasyczna sytuacja, chodziłam do niego po wsparcie duchowe i w końcu się w sobie zakochaliśmy. To normalne, ludzkie. Owszem, uprawiamy seks, regularnie widujemy się na plebanii. Dlaczego on więc nie opuści kościoła?
Ano dlatego, że zarabia dużo pieniędzy. Księża to bardzo bogaci ludzie, w bogatej parafii tym bardziej. Plan mamy taki, żeby zebrał sporą ilość kasy i żeby udało nam się rozpocząć wspólne życie już na normalnej stopie, świeckiej. Czy żałuję, że poniekąd uwiodłam księdza? Ani trochę. Cały kościół to hipokryzja, moralność Kalego, nie mam więc zamiaru udawać, że mi przykro. Pokochałam człowieka, a nie księdza. On też zrozumiał, że nie ma co walczyć z naturą, z naturalnym uczuciem miłości, z pożądaniem.
PS. Spodziewamy się maluszka :)