Zakochałam się w wykładowcy. Przynajmniej tak mi się wydaje, bo non stop o nim myślę, wprost nie mogę doczekać się, kiedy go zobaczę. Najgorsze jest to, że to jest z góry skazane na porażkę... Raz, już przez sam układ wykładowca/studentka, a dwa, facet ma żonę i dwójkę dzieci. Ja też nie jestem sama, mam męża, wykładowca o tym wie.
Zresztą nie chciałabym rozbijać mu rodziny. Miałabym wyrzuty sumienia do końca życia wiedząc, że zabrałam dzieciom ojca. Okropnie się z tym wszystkim czuję. Wiem, że on też mnie bardzo lubi, może nawet można powiedzieć, że podobam mu się, bo widzę, jak na mnie patrzy. To nie jest tylko moja opinia, inni studenci też to zauważyli, ale co z tego, jeżeli on nie jest typem podrywacza... Na uczelni uchodzi za specjalistę w swoim fachu, za wzorcowego ojca i męża.
Nawet jeżeli myślałby o mnie w powyższy sposób, nic z tym nie zrobi. To wyznanie stąd, ponieważ bardzo męczę się z tym. Facet w dodatku jest moim promotorem, chcąc nie chcąc mam z nim częsty kontakt. Współpraca z nim jest świetna, co sprawia, że wkręcam się w niego coraz bardziej, co robić???