Cześć. Mam dwadzieścia parę lat i spokojnie mogę nazwać się alkoholiczką. Ale nie, nie wyglądam jak żul spod sklepu. Pracuję, gotuję, piorę, sprzątam, nie mam długów, nie zadaję się z podejrzanym towarzystwem. Nikt nigdy w życiu nie powiedziałby, że mam z tym problem. To nie jest tak, że przekładam alkohol ponad wszystko. Najpierw obowiązki, potem "przyjemności". Niczego przez to nie zaniedbuję, jednak muszę pić codziennie.
Alkohol dla mnie to rodzaj nagrody za wysiłek, jaki włożyłam w dom, za wszystkie przykrości które mnie spotkały. Tak się odstresowuję. Czy jest tutaj ktoś, kto ma podobny problem?