Byłam z moim partnerem 4 lata i to były cudowne lata. Bardzo się kochaliśmy, wspólnie zwiedzaliśmy świat i planowaliśmy wspaniałą przyszłość. Dodam że w naszym związku nie zabrakło pikanterii, lubiliśmy robić to w różnych miejscach i wydawałoby się, że nasz związek cały czas był ekscytujący jak pierwszego dnia. Do czasu..
Pewnego dnia, czar prysł.
Nie mieszkaliśmy razem, pewnego wieczoru nie odbierał telefonów, nie odpisywał, wiec zaniepokoiłam się... od razu pojechałam sprawdzić, co się dzieje. Śpi? Bierze dwugodzinną kąpiel? To nie w jego stylu, że się nie odzywa. Ale nie, nic z tych rzeczy.
Jestem już pod jego domem i widzę, jak siedzi na ławce, a na nim sąsiadeczka - czarnowłosa Karyna, która miała już 2 dzieci w młodym wieku. Ujeżdza go siedząc na nim, lecąc w ślinę. Zamurowało mnie, było mi słabo... wkroczyłam do akcji szarpiąc ją za włosy, oszczędzę wam szczegółów.
Jak znowu komuś zaufać? Minął ponad rok, poznałam kogoś, lecz ciągle czuję ten strach i ból. Boję się mężczyzn. Pomocy, nie mam już sił - ciągle cierpię...