Nasza nauczycielka od matematyki weszła do klasy na lekcję i zamiast sprawdzonych klasówek, wyciągnęła z torby... worek ziemniaków. No przysięgam, kartofle upaćkane piachem, kilka nożyków, małe wiaderko.
Siedzieliśmy zszokowani, a ona w końcu przemówiła: "Sprawdziłam wasze klasówki. Uwagę mam tylko jedną - pouczycie się dzisiaj czegoś, co jeszcze może was uratować przed bezdomnością, kto pierwszy obiera?".
Chyba nie poszło nam zbyt dobrze.