Gadałam z nim dla jaj, a on komplementował moją urodę, pytał, o moje korzenie, że jestem taka lekko ciemna, był zachwycony. Nie wierzyłam w to, co widziałam - myślałam, że cały świat wie, kto to jest Beyonce, albo że on robi sobie ze mnie jaja. Niestety, ku mojemu ogromnemu zdziwieniu okazało się, że to bardzo fajny facet. Na tyle polubiłam z nim rozmawiać, że minęły ponad 2 tygodnie, a on w końcu poprosił mnie o spotkanie. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Przyznać się, że to nie ja? Ale jak można nie wiedzieć, przecież to inteligentny facet, taki się wydawał z rozmowy.
Powiedziałam mu delikatnie, żeby nie był rozczarowany, bo to nie jestem ja na zdjęciu. On na to odparł, że przecież wie, żebym sobie nie robiła jaj i umówiliśmy się na spotkanie. Było to więcej, niż mogłam oczekiwać - nie dość, że mi wybaczył kłamstwo, to nie miał niechęci i naprawdę chciał mnie poznać.
No i teraz, kurwa,randka. Zauważyłam go pod knajpą od razu, podbiegłam się przywitać, cała rozpromieniona, bo wyglądał jeszcze lepiej, niż na fotce. On tylko spojrzał z pogardą i wrzasnął na cały głos: "O KURWA, TO TY???". Ja na to, że tak, że przecież mówiłam, że to nie moje zdjęcia, tylko Beyonce, znanej na całym świecie... A on na to, że jestem POPIERDOLONA, że go oszukałam, że użyłam zdjęć jakiejś baby żeby ukryć, że jestem brzydka i gruba, a on zrozumiał, że po prostu na żywo wyglądam trochę gorzej, bo zdjęcia, wiadomo, są retuszowane.
Walnął o ziemię różą, która chyba miała być dla mnie i sobie poszedł. I sama...