Po pół roku naszej znajomości, gdy wszystko zaczęło robić się poważne, wyjawił mi swój największy sekret. Powiedział, ze najprawdopodobniej jest osobą transseksualną. Straciłam grunt pod nogami, nie wiedziałam co mam o tym myśleć, co zrobić. Po długich rozmyślaniach zdecydowałam, że pomogę mu szukać lekarzy, będę przy nim cały czas. I tak było przez następny rok.
Pewnego dnia w moim życiu wszystko zaczęło się sypać. Odezwały się problemy z ojcem, który przebywa za granicą, w domu panowała nieznośna atmosfera, mama z ojczymem rozpoczęli III wojnę światową. Nie potrafiłam sobie z tym poradzić, wpadałam w coraz głębszą depresję. Jeździłam do psychologa, psychiatry, ale to mało co pomagało. Odbiło się to na naszym związku. Wtedy stwierdził, że nie czuje się szczęśliwy i odszedł. Tak po prostu. Serce mi pękło.
Zaczęłam imprezować, nadużywać alkoholu, szukałam pocieszenia u przypadkowych facetów. W końcu dotarło do mnie, że to złe i wzięłam się w garść. Zaczęłam chodzić na siłownie, poprawiłam oceny w szkole, przestałam przejmować się domem i po dwóch miesiącach znów się uśmiechałam.
Po 3,5 miesiącach rozłąki napisał. Chciał zapytać co u mnie, po prostu pogadać. Rozmowa tak się potoczyła, że gdy wrócił z miasta, w którym studiuje do domu, spotkaliśmy się. Porozmawialiśmy i wróciliśmy do siebie. On powiedział, że nie zaczyna leczenia, potrzebuje jedynie mojego wsparcia.
Nie jesteśmy typową, tuzinkową parą. Mój chłopak jest dziewczyną w męskim ciele. Wybaczyłam, że zostawił mnie w tak ciężkim okresie mojego życia, gdzie potrzebowałam najbardziej jego wsparcia i pomocy. Problem tkwi w tym, ze on nie...