Z moim ukochanym byłam bardzo długo. Burzliwy, namiętny, nieprzewidywalny związek. Chciałam, żeby było między nami jak najlepiej. Mimo, że czasem nie potrafiłam, byłam zaborcza, impulsywna, jednym słowem toksyczna. Bałam się, że to, że jest dobrze to tylko przykrywka, że tak naprawdę pewnie on śmieje sie za moimi plecami i zdardza, albo chce sie tylko pobawić. Koszmar zaczął się dla mnie w sumie od początku, poznaliśmy się zupełnie przypadkiem, od razu praktycznie bylismy ze sobą. Lecz on od poczatku kłamal. A ja nienawidzę tego. Przyznał się, ale poźniej zaczął pokazywac rogi. Za każdym razem jak wyjeżdżał mówił, że będzie się odzywał. Wiele razy było tak, że nie odezwał sie wcale. Potrafiłam płakać całe noce i obwiniać sie o wszystko. Dowiadywałam się następnego dnia, że pił. Podobno z kolegami, nie wnikałam. Był moment, że nie radziłam sobie z tym wszystkim, byłam u psychologa. Zaczęło być normalnie. Zaczęłam dostrzegać, że nie jest moją winą to, że tak się zachowywał. Niestety on sam twierdził, że wszystko co złe - to ja i przeze mnie. Zamykałam sie w sobie i w swoich emocjach i uczuciach coraz bardziej, wstydziłam sie płakać, żeby nie usłyszeć znowu wulgaryzmów i krzyku. W pewnym momencie zamieszkaliśmy razem. Niestety nie było kolorowo. W momencie gdy on mnie mieszał z błotem za każdym razem jak wychodziłam z domu na impreze czy ognisko, pojawił się pocieszyciel, wykorzystał całą sytuację. Sama żałuje, że w ogóle dałam się w cokolwiek wkręcić. Żeby nie było, nie oceńcie mnie źle - seksu niet. Było to głównie psychiczne. Żyłam tak przez ok. dwa miesiące. Cały czas mialam do siebie wyrzuty, co ja robię i dlaczego. Zerwalismy kontakt całkowicie. Bolało mnie niemiłosiernie, że cokolwiek takiego w ogóle zrobiłam. Przyznałam się do wszystkiego. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że po tym wszystkim on nadal mnie chciał. Niby dał mi szansę, ale cóż to była za szansa? Co jego zły humor wysłuchiwałam ze moze sobie pojde do tamtego, ze jestem szmata. I że to co on mi robil przez prawie dwa lata to i tak było przeze mnie. Może mnie zbesztacie, że zasłużyłam na to, albo że jestem szmatą. fakt zrobiłam podłe świństwo, dla mnie pocalunek to już zdrada.. W każdym razie on odpłacil mi sie jeszcze piekniej. Wyjechalam do pracy. Starałam się, mowilam ze nie moge sie doczekac az bedzie lepiej. Wrócilam i . nastepnego dnia dostałam telefon, że zrywa ze mną, bo mnie w ogole nie kocha i tak wyprowadza się do kolegi. Szkoda, że ten kumpel po trzech tygodniach kłamstw okazał się nową dziewczyną, z którą zdradzał mnie regularnie podczas gdy mnie nie było. Wiem, że poniekąd karma za to co zrobiłam mnie dosięgła, ale na boga, dlaczego aż dwa razy? Czym zasługiwałam sobie w momencie, gdy naprawdę byłam najlepszą wersją siebie, na poniżanie mnie, kłamstwa, oszustwa.
Dlaczego to pisze? Dziś dowiedziałam się, że cierpie na borderline. Moje zachowania, impulsywność, emocjonalność niekoniecznie zależały ode mnie. Nie wszystkie decyzje podejmowałam racjonalnie. Wiem, że teraz będę z tym walczyć i czuję, że w koncu pozbędę się schiz na temat tego, że wszyscy chca mnie na pewno skrzywdzić i na pewno mnie oszukują.
Dowiedziałam się także, że
- albo jestem w ciąży
- albo mam raka...
Czekam tylko na potwierdzenie od lekarza. Nie wiem, która opcja byłaby dla mnie w tym momencie lepsza.
Taka rada dla wszystkich, na przyszłość. Nie bójcie sie mówic o tym co Was boli. Nie bójcie się szukac pomocy.
A dla tych, których partner jest toksyczny - spróbujcie zrozumiec jego zachowanie, pod tym może kryc sie wielkie cierpienie i wielka krzywda. Nie dolewajcie oliwy do ognia. Bo dla niektórych może być za późno na pomoc.
Dziekuje i dobranoc. Kochajcie się ludzie i bądźcie szczerzy. Nawet jeśli popełnicie bład. Lepiej przyjąć z pokorą konsekwencje swoich czynów niż mieć gnój zamiast sumienia.
Dlaczego to pisze? Dziś dowiedziałam się, że cierpie na borderline. Moje zachowania, impulsywność, emocjonalność niekoniecznie zależały ode mnie. Nie wszystkie decyzje podejmowałam racjonalnie. Wiem, że teraz będę z tym walczyć i czuję, że w koncu pozbędę się schiz na temat tego, że wszyscy chca mnie na pewno skrzywdzić i na pewno mnie oszukują.
Dowiedziałam się także, że
- albo jestem w ciąży
- albo mam raka...
Czekam tylko na potwierdzenie od lekarza. Nie wiem, która opcja byłaby dla mnie w tym momencie lepsza.
Taka rada dla wszystkich, na przyszłość. Nie bójcie sie mówic o tym co Was boli. Nie bójcie się szukac pomocy.
A dla tych, których partner jest toksyczny - spróbujcie zrozumiec jego zachowanie, pod tym może kryc sie wielkie cierpienie i wielka krzywda. Nie dolewajcie oliwy do ognia. Bo dla niektórych może być za późno na pomoc.
Dziekuje i dobranoc. Kochajcie się ludzie i bądźcie szczerzy. Nawet jeśli popełnicie bład. Lepiej przyjąć z pokorą konsekwencje swoich czynów niż mieć gnój zamiast sumienia.